Władimir Putin w kosmicznym tempie przyłączył Krym do Rosji. Niedziela, poniedziałek, wtorek: referendum, decyzja Krymu, decyzja Putina. Anschluss dokonany.
Za czasów sowieckich tylko kosmonautyka była w tak dobrej formie, że wygrywała wyścig z USA. Dzisiaj Putin jest Gagarinem, a świat za nim się ciągnie, jak smuga gazów po paliwie napędzającym rodzące się imperium.
Żyjemy w ciekawym czasach, czyli przeklętych, na naszych oczach znowu dzieje się historia. Podręcznikowa.
Co będzie dalej? Putin zapewniał, że szanuje jedność terytorialną Ukrainy. I oderwał Krym, aby Ukraińcy byli zjednoczeni.
Chce dobra Ukrainy, aby im się powiodło. Może nawet wspomóc. Pomoc może być przyniesiona na bagnetach.
Kijów jest matką ruskich miast. Tego też Putina nauczyli na kursach KGB. O takiej jedności terytorialnej myślał. Kazuistyka Putina jest o niebo lepsza od wszystkich genseków. No, może Stalin mu dorównywał.
A Zachód może iść tylko na zimną wojnę, która właśnie się zaczęła. Ile szmalu by nie wpompowano w Ukrainę, oligarchowie przetrawią i wydalą na swoich kontach.
Ukraina jest chorym człowiekiem Europy. Wszystko jej dolega. Leczenie zapowiada się na długie lata i to pod warunkiem, że pacjent wyrazi zgodę na kolejne zabiegi.
A Putin będzie czuwał, "będzie dbał o jedność terytorialną Ukrainy" np. poprzez referendum w Doniecku, itd.
W tej rozpoczynającej się zimnej wojnie jesteśmy stroną. Niezbyt odległą stroną, bo frontową. "Kura nie ptica, Polsza nie zagranica". Nasz drób polityczny już zaczął się dziobać.
W zaczynającej się narracji zimnej wojny, Krym to ledwie pierwszy suspens.
