Polityka swoją drogą, rozum też ma swoją drogę. Gdy zastosujemy tę polską klasyczną metaforę do Jarosława Kaczyńskiego to obawiam się, że polityka jego już zabrnęła na cmentarz, a rozum…
No, właśnie. W Częstochowie prezes PiS: „Tu w sercu duchowym Polski…”, itd. ple-ple.
A Częstochowa nie była stolicą duchową, miała swoje pięć minut w historii.
Kaczyński zresztą niespecjalnie wie, jaka jest duchowość Polaków. Ale zajął się polityką i psim, populistycznym swędem, zyskał, ile zyskał. Więc na wiecach ludziom o słabej wiedzy serwuje takie dyrdymały.
Rozumem nie grzeszy, nie grzeszy wiedzą o polskości. Stolicą duchową – w zależności od okoliczności, historii i idiomu wiecowego – była Warszawa, Kraków, Wilno, Gdańsk, nigdy Częstochowa, ani Jasna Góra.
Nawet ks. Piotr Skarga nie wpadłby na taką grafomańską metaforę, ani ks. Kordecki.
Czy Kaczyński – trzymając się tej literackiej metafory losu polskiego – zabrnął do kruchty i nie chce z niej wyjść?
Nie Kaczyński jest w tej chwili w knajpie. Jego umysł jest pijany, jest rozklekotany, ma kaca (katzejammer – poprawnie) wiecznego przegrańca, jego postać obija się od ściany do ściany.
To nie jest polityka, to jest w dzień w dzień walenie w nacjonalistyczne gardło, cokolwiek ślina na język przyniesie.
Wyobraźmy sobie, iż ktoś o takim martwym umyśle, takiej niesamodzielności duchowej, o takiej a nie innej charaterystyce moralnej, miałby rządzić.
Ja z Polski nie ucieknę, ale inni młodsi, uczący się, zaczynający karierę, krytyczni, słysząc takie brednie o stolicy duchowej, o in vitro – eksperymencie lewackim, przecież uciekną, gdzie pieprz rośnie.
Ktoś takiej duchowej konduity, tak intelektualnie niepełny, a w życiu codziennym dziewica, ktoś tak specjalnej troski, zatruwa dzień w dzień przestrzeń publiczną, niszczy ją, ktoś taki bezustannie niszczy przestrzeń debaty demokratycznej.
Czy nie stać nas na lepszą opozycję? Kaczyński to duchowy bankrut.