Polska polityka odzyskuje wigor w takich osobach, jak Stanisław Żelichowski, Krzysztof Gawkowski (SLD) i Jarosław Gowin.
Niby każdy z innej parafii, ale wszyscy pod jednym wezwaniem.
Żelichowski dostał epifanii w telewizji i się nią podzielił, bo przyznał się, że jest drzewem. Taki z niego buddysta. Wg Żelichowskiego szef polskiej dyplomacji Grzegorz Schetyna, jak wyczuje drzewo, to się pod nim załatwia („Przed kamerą zachowuje się, jak mój pies, kiedy wyczuje drzewo”).
Współczuję buddyście z PSL, którego mowa jest iście drewniana.
Ciekawe zmiana zaszła w SLD, nawracają się gremialnie. A to za sprawą Magdaleny Ogórek, która dzierży owo kropidło.
Sekretarz SLD Krzysztof Gawkowski, który inteligencją nie grzeszy, przyznał się, że przeszedł na feminizm katolicki.
Musiała Magda Ogórek porządnie nawywijać kropidłem, a najpewniej ścierą. Nawracają się na nowy gatunek światopoglądu. Tak kończy Leszek Miller.
Nie zaskoczył mnie inny konwertyta, Jarosław Gowin, który jest antyfeministą katolickim, bo przeciw premier Ewie Kopacz powiedział: „Każdy następny premier będzie groźniejszym dla opozycji, zwłaszcza Siemoniak”.
Rozumiem, że Gowin wyklucza zwycięstwo PiS w wyborach. Trzyma się swoich poglądów, bo tuż przed zjednoczeniem z Kaczyńskiem napisał (15.02.2014) o programie PiS: „Festiwal populizmu za pieniądze podatników” (więcej >>>).
Na razie powyżsi odzyskują wigor retoryczny za pieniądze podatników.
Komentarze