Andrzej Duda miał ciężki dzień. Najpierw musiał wysłuchać powstańców warszawskich, którzy bronili generała Zbigniewa Ścibor-Rylskiego, bohater ma 99 lat, stanie przed sądem lustracyjnym.
Dudzie miał towarzyszyć Antoni Macierewicz, ale dał dyla przez swoje Zaleszczyki, czyli Tworki.
Później Duda spełnił się w metaforze, jako Długopis, podpisał 8 ustaw, w tym „naprawczą” o Trybunale Konstytucyjnym.
Następnie Duda polansował się w Brzegach na Światowych Dniach Młodzieży.
Ciężki dzień, prawda? A że nie mieszka z nim w Pałacu Prezydenckim żona Agata, więc z pewnością poczytamy sobie „literaturę” prezydencką na łamach Twittera z jakimś Ruchadełkiem leśnym.
Nie wiem, jaki dzień miała inna pacynka prezesa, Beata Szydło, ale przeczytałem fragmenty jej wywiadu w Radiu Kraków, w którym bajdurzyła (okropny jezyk polski, przeczytajcie, aby dowiedzieć się, kto jest premierem rządu polskiego), iż Ukraińcy są uchodźcami w Polsce.
Na ten dowód – to najświeższy news – uchodźca Polak we włoskim Salerno zmasakrował Somalijkę (uchodźczyni?), skopal ja, uderzal głową o betonowa płytę. Somalijka znajduje sie w śpiączce.
Ciężki dzień patriotyczny. Taka sobie dostojewszczyzna. Teraz rozumiem, dlaczego ten gigant literatury – Polak z pochodzenia – nienawidził Polaków. Pewnie na zesłaniu (uchodźstwie) spotkał takich Dudów, Szydłów i uchodźcę z Salerno.