Nie jestem zdziwiony wypowiedzią kandydata na prezydenta Francji Emmanuela Macron, iż będzie zabiegał o nałożenie sankcji na Polskę. Najprawdopodobniej zastąpi Hollande’a w Pałacu Elizejskim, a gdyby jakimś cudem miała wygrać w II turze Marine Le Pen, będzie jeszcze gorzej. Francja prawicowa zawsze była antypolska, prorosyjska.
Po raz pierwszy w historii sprzyjała nam koniunktura międzynarodowa, zarówno Niemcy byli naszymi adwokatami, także Francja. Zostało to już w niwecz zaprzepaszczone przez PiS i „geniusz” Kaczyńskiego, który tak daleko nie odbiega od przysłowiowego Kononowicza ze wszystkimi „powstawaniami z kolan”.
Leżymy. Cieszmy się, że mamy Donalda Tuska, szefa Rady Europejskiej, który będzie hamował zapędy Macrona, ale niewiele wskóra w Unii różnych prędkości, bo jestesmy w niej „czerwoną latarnią”.
Macron, jak każdy liberał jest przychylny Polsce, lecz kampania wyborcza ma swoje prawa i nie może oddawać elektoratu Le Pen – odpowiednik hard naszego PiS. Dobrze postawę Macrona oddaje niedawny list sławnej Annette Laborey, która odmówiła przyjęcia orderu od Andrzeja Dudy: „Polska wpadła w ręce partii, którą mogłabym tylko zwalczać. Odznaczenie nadane takimi rękami zamienia się w zniewagę”.
I to jest powód takich, a nie innych słów Macrona. Gdyby na jego miejscu był kandydat gauliistów Francois Fillon usłyszelibyśmy podobne słowa.
Gdyby Wielka Brytania nie wychodziła z UE, także Theresa May powiedziałby podobnie. Polska ogrywana jest przez wszystkich, no może oprócz San Escobar.
Niedługo kampania i wybory w Niemczech, usłyszymy trawestację Macrona z ust Martina Schulza, a także Angeli Merkel, która będzie musiała wzmocnić swój zdecydowany przekaz, iż Unia nie będzie się rozłazić z powodu niszczenia standardów demokratycznych. Pod władzą PiS zostaliśmy w półtora roku chorym człowiekiem Europy, dopadł nas złośliwy nowotwór – kaczyzm. Zaścianek.