Po wypowiedzi Andrzeja Dudy, że „dzieci i wnuki zdrajców Rzeczpospolitej zajmują wiele eksponowanych stanowisk” mógłbym napisać:
Duda łamie katechizm Kościoła katolickiego, w którym naucza się: „człowiek nie ponosi kary za niepopełniony czyn, naprzykład grzech pradziadka. Zadośćuczynić i pokutowac trzeba za swoje grzechy”.
Mógłby napisać:
Duda w kampanii obiecywał łączyć, nie dzielić Polaków. Dziś oskarża dzieci i wnuki za winy rodziców i dziadków. Tyle są warte obietnice wyborcze.
Mógłbym napisać:
Andrzej Duda posortował Polaków na potomków zdrajców Rzeczpospolitej i tych lepszych. Wstyd, że na prezydenta wybraliśmy człowieka o takiej mentalności.
Mógłbym napisać:
Duda ogłosił coś bliskiego ONR, podobnie zalatującego jak owa brunatność.
Mógłbym, mógłbym…
Przesłuchałem fragmenty jego wypowiedzi dla TVP Historia i stwierdzam, że to facet niegodny dyskusji, słychać, iż nie ma zbyt głębokiej wiedzy historycznej i literackiej.
Takich ludzi nigdy nie szanowałem, zresztą zawsze omijali mnie szerokim łukiem i za uszami obmawiali dlatego, że nie mają talentów, wiedzy i są leniwi.
I do tej kategorii zaliczam Dudę, bo ludzi – jak powtarzał Artur Sandauer (wybitny intelekt) za Horacym (jeszcze wybitniejszy intelekt) – nie dzielą idee, ale poziomy. Dlatego omijać ich z daleka.