Z perspektywy G20 w Hamburgu widać, jak w istocie bez znaczenia politycznego dla Donalda Trumpa jest Polska. Ubił tutaj interes gazowy i zbrojeniowy. Polaczki kupią każdy kit, a już na patriotyczny są łasi, jak nikt na świecie. Wszak prezydent USA przeczytał na placu Krasińskich to, co mu napisano.
Klakę też miał taką, jak u siebie ma tylko w północnym Kentucky.
Polska już nie zagościła na jego wargach po wylocie od nas. W Hamburgu poczuł miętę do Władimira Putina, który ogra go, jak żółtodzioba.
Administracja waszyngtońska izoluje Trumpa, jak może. Warszawa to ich wymysł, na chwilę odbdował swój wizerunek, który w Hamburgu znów runął.
A my zostajemy z ręką w nocniku ułudy. Acz to całkiem "dobry" powód do dalszego demontażu demokracji w kraju.
Obecny kawałek naszej historii nazywam zgniłym okresem po 1989 roku.