Andrzej Duda jest w prezydenckim niedoczasie. Zgubił konstytucję i wojsko, pozostał mu długopis. Więc napisał listy do Antoniego Macierewicza, zamiast go po prostu wezwać - w sprawie wakatów w attache'atach w najważniejszych placówkach dyplomatycznych dla naszej racji stanu i ws. realizacji postanowień szczytu NATO w Warszawie (tworzenia wielonarodowego dowództwa dywizji w Elblągu).
Służby piśmiennicze Macierewicza odpisały, że już napisały. Wiec znowu Duda ustami swojego rzecznika Marka Magierowskiego zakomunikował, że prezydent jest nieusatysfakcjonowany.
Groteska, operetka, burleska - zwał, jak zwał. Nie jest śmieszne, jest tragiczne.
Idzie czas Macierewicza, bo zbliża się 7. rocznica katastrofy smoleńskiej, która winna być po tylu latach przewekslowana językowo na katastrofę Lecha Kaczyńskiego, wszak o innych ofiarach zapomniano.
Dziennikarze przebierają nogami, jak z pęcherzem (lubię tę niepełną metaforę), chcieliby wiedzieć, co robi sławetna podkomisja smoleńska, oprócz pobierania honorariów z kasy państwowej.
Tajemnica. Nie można się dowiedzieć. Kompromitacja na całej linii, acz zatrudniony został znany argentyński prawnik Luis Moreno-Ocampo, którego ekspertyzy będą interpretowane samopas przez Macierewicza.
No i Macierewicz skonstruował kolejne oskarżenie - "zdradę dyplomatyczną" Donalda Tuska.
Tusk w Brukseli jest przyczyną zjazdu PiS nie tylko w sondażach, zaczęło się od 1:27, inne szczegółowe sondaże wskazują, że Polacy przecierają oczy ze zdumienia, że dali się nabrać na taką podłą zmianę.
I to jest ta dobra strona pisowskiej niefachowości. Obsuwa będzie coraz wyraźniejsza, wówczas opozycja będzie mogła wyrażać się w imieniu suwerena, aby niedojdy odeszły od koryta, tj. od władzy.
Komentarze